Kliknij tutaj --> 🐁 kaczki uuu raz na wozie raz pod wozem
Tłumaczenie hasła ""raz na wozie" na francuski . Przykładowe przetłumaczone zdanie: Raz na wozie, raz pod wozem. ↔ Oh, vous savez, bons jours, mauvais jours.
Wędkarski armageddon nad rzeką Odrą. Zwycięstwa i porażki są nieodłącznym elementem wędkarstwa wyczynowego i należy się z tym liczyć. Przegrywając i wygrywaj
Kup teraz: WILEŃSKI PRZEKAZ RAZ NA WOZIE RAZ POD WOZEM za 30,00 zł i odbierz w mieście Poznań. Szybko i bezpiecznie w najlepszym miejscu dla lokalnych Allegrowiczów.
Wciągną nas w przygody wir i w kłopoty. Mamy auta, laser i samoloty. Być albo nie być. Tu trzeba przeżyć. Kaczki! uuu -uuu. Dzioby w górę, zgodnym chórem. Kaczki! uuu-uuu. Raz na wozie, raz pod wozem. Kaczki!
Kaczki łuu-uu Raz na wozie raz pod wozem Kaczki łuu-uu Czy-czy-czy-czycha ktoś tam w cieniu Trzeba zmykać w oka mgnieniu A tu rety razem bracia! Kaczki łuu-uu Dzioby w górę z godnym chórem Kaczki łuu-uu Raz na wozie raz pod wozem, a więc dalej w wir przygody Kaczki łuu-uu
Site De Rencontre Arabe En France. Końcówka minionego sezonu skupu i przetwórstwa owoców miękkich charakteryzowała się brakiem zapasów mrożonek, za wyjątkiem aronii oraz czarnych porzeczek. Sytuacja ta niepokoiła przetwórców już od wczesnej wiosny, o czym można było usłyszeć na licznych spotkaniach z producentami. Truskawki Na tych spotkaniach najwięcej uwagi poświęcano tegorocznemu sezonowi truskawkowemu, gdyż owoce te są podstawowym surowcem dla zamrażalnictwa i głównym polskim artykułem eksportowym (około 55% produkcji mrożonek i tyleż eksportu). Przeważał pogląd, że w tym sezonie notowania truskawek dla przetwórstwa będą znacznie wyższe, niż w fatalnym roku ubiegłym. Przetwórcy byli zdania, że trzeba będzie albo ograniczyć skup, albo poszukać tańszych truskawek zagranicą. Specjaliści wspominali także o potrzebie „przeorientowania” truskawkowego rynku. W przeszłości za racjonalną uważano strukturę produkcji — 70% 'Sengi Sengany’ dla przetwórstwa i 30% innych odmian (’Honeoye’, 'Kent’, 'Elsanta’, 'Elkat’, 'Selva’, a w przyszłości być może także polska kreacja 'Salut’) na potrzeby rynku owoców deserowych. Obecnie uważa się, że proporcje te powinny zmienić się na 1 : 1. Należy jednak dodać, że producenci, którzy od paru lat uprawiają wczesne truskawki deserowe, twierdzą, że obecnie trzeba już traktować ostrożnie inwestycje zmierzające do rozszerzenia tych upraw. Bardziej uzasadnione wydaje się natomiast instalowanie systemów nawadniających na istniejących plantacjach. Tegoroczny maj sprawił bowiem, że pierwsze truskawki spod włókniny były „ugotowane” — małe, zniekształcone, bez połysku i niezbyt smaczne. Na rynku warszawskim widać było jednak przede wszystkim dalszy ilościowy rozwój tego sektora. Wprawdzie liczne badania ankietowe dowodzą, że truskawki znajdują się wśród owoców preferowanych przez polskich konsumentów, ale trudno w najbliższym czasie liczyć na zwiększenie siły nabywczej ludności. Wydaje się więc, że zbytu należałoby szukać za zachodnią granicą. Rynek berliński mamy przecież pod bokiem, a polskie truskawki pojawiają się w sprzedaży znacznie później niż hiszpańskie. Większe są możliwości rozwoju produkcji truskawek na opóźniony zbiór. Do tego nadal zachęcają ceny, nawet ubiegłoroczne. Pojawią się jednak istotne ograniczenia. Do takich upraw nadaje się bowiem jedynie dostatecznie sprawdzona odmiana — Selva. Zdaniem niektórych, wynika z tego więcej szkody niż pożytku. 'Selva’ pięknie wygląda, jest wytrzymała na transport i… nie bardzo nadaje się do jedzenia. Jest już niestety grupa klientów, którzy doskonale o tym wiedzą i wszystkie późne truskawki kojarzą z 'Selvą’. Rozwiązaniem tego problemu jest rozszerzenie asortymentu odmian. Wtedy jednak konieczne staje się używanie sadzonek frigo. Trzeba zatem albo posiadać chłodnię, albo płacić za nie niemałe pieniądze. Tegoroczny sezon truskawkowy na warszawskim rynku rozpoczął się bardzo wcześnie. Pogoda jednak nie sprzyjała. Najpierw były upały i susza, potem zaczęło padać, ale w wielu miejscach opady były nadmierne. Konsekwencją suszy były niewyrośnięte owoce oraz nagłe i masowe pojawy kwieciaka malinowca, nadmierne opady — spowodowały epidemię szarej pleśni na plantacjach, na których zaniedbano ochronę roślin. Pierwsze owoce zobaczyłem w sprzedaży detalicznej 11 maja po 12 zł/kg. Później ceny kształtowały się następująco (za 1 kg): 14 maja — 8 zł, 20 maja — 6,5 zł, 24 maja — 5,5 zł, 27 maja — 4 zł, 1 czerwca — 2,5–3,0 zł, 4 czerwca — 3 zł, 7 czerwca — 3,5 zł. Skup owoców dla przetwórstwa rozpoczął się w pierwszych dniach czerwca. Na początku zakłady oferowały 1,4–1,6 zł/kg, ale już pod koniec tygodnia 2 zł/kg i przewidywano dalszy wzrost. Wyglądało więc na to, że w tym roku nie będzie raczej problemu ze sprzedaniem truskawek (i to po niezłych cenach). Może być natomiast kłopot ze skupieniem dostatecznej ich ilości dla potrzeb zamrażalnictwa. A mrożonych truskawek na rynkach światowych raczej będzie brakowało. Z powodu niesprzyjających warunków pogodowych zbiory w Kalifornii oceniane są jako nieudane, a w Hiszpanii były o 20% niższe niż rok temu. Spadła również produkcja truskawek w Meksyku, w Maroko i Turcji tegoroczne zbiory ocenia się również poniżej wieloletniej średniej. WYSOKOŚĆ ORAZ DYNAMIKA ŚREDNICH CEN (w zł/kg) OWOCÓW WYBRANYCH GATUNKÓW I ODMIAN NA RYNKU WARSZAWSKIM – CZERWIEC 2002/ CZERWIEC 2001 Czereśnie Pierwsze pojawiły się w sprzedaży 24 maja po 6,5 zł/kg. Były bardzo złej jakości — przypominały pestki obciągnięte skórką. Później jakość się poprawiła, ale niewiele zmieniły się ceny (6–6,5 zł/kg), chociaż owoców znacznie przybyło. Oceniano, że czereśni było mniej niż w roku ubiegłym, zaś deszcze dodatkowo spowodowały ich pękanie. Mało kto opryskiwał owoce solami wapnia, tym bardziej, że taki zabieg może pogorszyć smak czereśni, a także niekorzystnie wpływać na ich wielkość. Inne owoce Bardzo wczesne pojawienie się truskawek, a potem czereśni miało wyraźne konsekwencje dla innych sektorów warszawskiego rynku owoców. Znacznie zmniejszyła się podaż cytrusów, a skrajne oceny mówią nawet o załamaniu tego rynku. Mniej niż zwykle było także bananów, znacznie droższych niż przed rokiem. Na początku czerwca oferowano już importowane brzoskwinie, nektaryny i morele po 6–7 zł/kg. Sprawdziły się przewidywania pesymistów, którzy twierdzili, że wczesne pojawienie się truskawek będzie miało niedobre skutki dla rynku jabłek. Producenci posiadający chłodnie pytani, czy w czerwcu skończyli już sprzedaż jabłek, odpowiadali wprawdzie twierdząco, ale zwykle było to westchnienie ulgi – „tak, pozbyłem się…” Istotnie, ceny zamiast jak zwykle w czerwcu wzrosnąć, spadły. Za osiągnięcie można uznać sytuację, gdy komuś udało się sprzedać zawartość chłodni po średniej cenie około złotówki. Wielu decydowało się na bardzo rygorystyczne sortowanie, przeznaczając na rynek deserowy tylko owoce o średnicy 7,5 cm i większej. Reszta szła „na przemysł” — po 5 gr/kg — z chłodni, w czerwcu! Taka cena jabłek przemysłowych dobitnie świadczy o stanie rynku. W każdym razie, o mijającym sezonie wszyscy chcą jak najszybciej zapomnieć. Optymiści sądzili, że sezon truskawkowy skończy się równie wcześnie, jak się zaczął, a wtedy jabłka z chłodni z KA (a na początku czerwca było ich jeszcze niemało) będą znowu „szły”. Oby się nie przeliczyli. Truskawki się skończą, ale zaczną się maliny, wczesne śliwki czy papierówki. Doniesienia z Serbii mówią o katastrofalnych przymrozkach w tym, co oznacza większe szanse na europejskim rynku dla polskich wiśni i malin. DYNAMIKA HURTOWYCH CEN JABŁEK NA RYNKU WARSZAWSKIM W SEZONACH 1999-2002 Ten rok już będzie inny To najkrótsze podsumowanie obecnej sytuacji w sadach, które słyszę od wielu sadowników. Nie tylko kwitnienie wielu odmian jabłoni było słabe, ale też warunki dla zawiązywania owoców (za wyjątkiem pierwszych dni) nie były dobre. Susza i upał spowodowały, że kwitnienie trwało krótko, a znamiona słupków wysychały szybko. Dalszym tego skutkiem było intensywne opadanie zawiązków — zwłaszcza w sadach na słabszych glebach i na podkładkach karłowych. To samo dotyczyło śliw. Do tego doszły kłopoty z parchem po obfitych deszczach. Niektórzy sadownicy niezbyt uważnie śledzili tempo przyrostu liści i pomimo 8 zabiegów (tyle jest przeciętnie na Mazowszu) parcha mają. Owoców będzie mniej — w tym jabłek zapewne znacznie mniej. Pozwala to mieć nadzieję na lepsze ceny i przywrócenie równowagi na rynku. Żaden z istotnych problemów, dotyczących jego organizacji nie został jednak rozwiązany. W następnym roku rekordowych urodzajów rzeczywistość znowu więc „zapiszczy”.
Minął maj i z zaplanowanych dwóch wyjazdów na pstrągi doszedł do skutku tylko jeden. 21 maja przeszkodziła „wielka woda”. Z niecierpliwością czekałem do następnego tygodnia. Telefon do Grzegorza i wyprawa zaplanowana. Wyjazd w piątek (28-go) aby w sobotę rano być już na rzece. Niestety, wszystko zaczyna się pechowo. Kolizja drogowa z samochodem prowadzonym przez młodzieńca bez prawa jazdy pozbawiła mnie lewego zewnętrznego lusterka. Przyznaję, że miałem w tym (niestety) swój udział. Prawie nieprzespana noc i w sobotę o 5:00 witam się z Grzegorzem. Chwilę później już dość ciepło. Chwilami siąpi deszczyk. Rosa na wysokiej trawie powoduje przemiękanie spodni. Ale nic to, skoro już pierwsze rzuty skutkują kontaktem z kropkami. Łowimy kolejno kilka pstrągów. Każdemu sporo brakuje do „dorosłego” wymiaru. Mimo tego przyjemność niewątpliwa. Brania są dość częste. Zabawa przednia. Deszcz przestał padać. Zrobiło się duszno. Zdejmujemy kolejne części garderoby. Od Grzegorza dowiaduję się, że taka pogoda jest właśnie dobra. I to się potwierdza. Brań jest naprawdę dużo. Jednak to wszystko „młodzież”.Kolejne miejsce. Po środku rzeki łacha piachu z powalonym drzewem. Pomiędzy mną a łachą głębsza rynna, nad którą zwisają gałęzie drzewa. Posyłam wobka w rynnę pod prąd. (Muszę się pochwalić, że odnośnie rzutów „z pod nóg” to poczyniłem znaczne postępy). Zaczynam zwijać żyłkę i jest pobicie. Ryba walczy dzielnie. Przewinęła się pod powierzchnią wody. Widzę pięknego, sporo ponad wymiar, kropka. I nagle wszystko się uspokoiło. Żyłka zwisa luźno ze szczytówki. Nie ma ryby na wędce, nie ma woblera na żyłce. To kolejna porcja emocji. Myślę, że na skutek jakiegoś przetarcia żyłki przegrałem walkę z tym przeciwnikiem. Ciekawe jak połknął wobka. Bo jeśli głęboko to nie przeżyje tej przygody. Byłoby szkoda. Wracając do samochodu widzę pięknego bobra. Płynie dostojnie w górę rzeki. Nie boi się. I tutaj też opanowały rzekę. Widać to po kikutach pni drzew na się na inne łowisko. Tu brań zdecydowanie mniej. Jednak kropki odpowiednio większe. Łowię wreszcie swojego pierwszego, wymiarowego pstrąga (31 cm). Jeśli ktoś myśli, że go zabrałem – to ma rację. Przecież to mój pierwszy. Większość złowionych ryb ma 26-28 centymetrów. Zwracanie im wolności to kolejna przyjemność, której doświadczyłem na tej wyprawie. W dwóch przypadkach było ciężko. Myślałem, że nie odżyją. Ale wszystko skończyło się dobrze. Choć jadąc na ryby straciłem w samochodzie lusterko a w trakcie wędkowania cztery fajne woblery to jednak bardzo zadowolony wróciłem do domu. Pewnie się teraz niektórym narażę. Bardzo lubię jeść ryby. Ale jeśli ktoś będzie mi proponował abym wypuszczał wszystkie złowione ryby, a te do jedzenia kupował w markecie to na pewno nie posłucham. Jeśli chodzi o smak, pstrąg ze sklepu to „pikuś” w porównaniu z dzikim nie myślałem, że tak szybko uda mi się odrobić straconą, majową czwartego czerwca jechałem w kieleckie i oczami wyobraźni widziałem ponowne spotkanie z kropkami. Przejeżdżam przez most. Masakra. Woda wysoka w kolorze kawy z mlekiem. U rodziny dowiedziałem się, że ubiegłej nocy bardzo mocno padało. Grzegorz rezygnuje z wyprawy. Przede wszystkim ze względu na obowiązki w pracy. Mówi, że szanse na wędkowanie mizerne. Pomimo tego w sobotę rano poszedłem na rzekę ale nawet nie było kontaktu z rybą. Za to miliony komarów, które wpadały do ust i nosa podczas oddychania. Szybko wróciłem do cóż. Było zgodnie z przysłowiem. Raz na wozie raz pod wozem. Myślę, że następnym razem będzie „Na wozie”.
. "kwaczki...uuułuuu..... kwaczki ułuuuu :) laz na wozie, laz pod wozem" U Antosia cała piosenka brzmi dokładnie: " kaki...uuu-uuu, kaki- uuu-uuu" :) Ten fragment piosenki z Kaczych Opowieści śpiewają ostatnio moje dzieci:) Marcelinka nie należy do dzieci , które chwalą się swoim wyuczonym repertuarem , nie lubi publicznych wystąpień na pstryknięcie palcem. Dlatego czasami udaję , że nic nie słyszę, aby jej nie przytłumić i gdzieś "za rogiem" podsłuchuję uśmiechając się po cichu, z nieopisaną radością i dumą nasłuchuję jej uzewnętrznioną wenę ..... Urodziłam człowieczka malusiego, który mówi wierszyki, śpiewa piosenki, tańczy, rysuje, samo biega do łazienki, samo się ubiera, mówi mi , że chce gotować, dekorować ( to mnie ubawiło), zadaje coraz trudniejsze pytania... Znowu nie mogę wyjść z podziwu nad cudem stworzenia... nie mogę nadziwić się ,że czas tak szybko biegnie nie pozwalając nam zapamiętywać i wystarczająco mocno cieszyć się każdą chwilą...każdym maleńkim kroczkiem naszych dzieci w kierunku "dorosłości" .... moim dzieciom jeszcze daleko do 18-tki, ale jeśli czas tak ma nam spindalać to ja mówię "stop"... ale jak?? :) Co spowolni jego bieg?? . Dużo mam ostatnio pracy, mniej szycia, dużo projektowania... jestem w swoim żywiole...na wozie, pod wozem, na wozie- ale jadę do przodu:) z dnia na dzień starając się żyć nie sama ze sobą, ale z całym moim największym dobytkiem za który odpowiedzialna będę tak długo jak długo żyć będę- moje DZIECI... . Chciałabym również pokazać moje dwie sówki, które uszyłam na zamówienie z początkiem stycznia: Miałam mieć dla Was na dzisiaj wyniki konkursu, ale zgłosiło się Was tak dużo Kochani, że potrzebuję na to jeszcze kawałek dzisiejszego wieczorku- z samego rana możecie spodziewać się wpisu na blogu z wynikami. Mam do zweryfikowania około 300 chętnych na kule Cotton Ball Lights i ptaszka :) Dziękuję za udział w zabawie. a teraz lecę zrobić sobie kawę, bo... Shekoku
ąc Kacze opowieści (intro) Ducktales Ta piosenka jest dostępna tylko z iSing Plus Za mały ekran 🤷🏻♂️ Rozszerz okno swojej przeglądarki, aby zaśpiewać lub nagrać piosenkę Dostosuj przed zapisaniem Wczytywanie… Własne ustawienia efektu Głośność Synchronizacja wokalu Gdy wokal jest niezgrany z muzyką! Tekst piosenki: Kacze opowieści Teskt oryginalny: zobacz tłumaczenie › Tłumaczenie: zobacz tekst oryginalny › Wciągną nas w przygody wir i w kłopotyMamy auta, laser i samolotyByć albo nie byćTu trzeba przeżyćKaczki! uuu -uuuDzioby w górę, zgodnym chóremKaczki! uuu-uuuRaz na wozie, raz pod wozemKaczki!Czy-czy-czycha - ktoś tam w cieniu,Trzeba zmykać w okamgnieniuA tu rety, razem braciaKaczki! uuu-uuuDzioby w górę, zgodnym chóremKaczki! uuu-uuuRaz na wozie, raz pod wozemKaczki! uuu-uuuA więc dalej, w wir przygodyKaczki! uuu-uuu Brak tłumaczenia! Pobierz PDF Słuchaj na YouTube Teledysk Informacje Słowa: brak danych Muzyka: brak danych Rok wydania: brak danych Płyta: brak danych Ostatnio zaśpiewali 0 komentarzy Brak komentarzy
ANDRZEJ JANISZ komentator sportowy radiowy i telewizyjny 1. Oczywiście Robert Lewandowski i każde uzasadnienie tej kandydatury będzie banalne. Podam więc tylko jedno: wystarczy spojrzeć na tabelę Bundesligi i miejsce Borussii Dortmund. 2. Adam Nawałka za wykonaną pracę, dzięki której oglądanie meczów reprezentacji Polski nie jest już traumatycznym przeżyciem, lecz wiąże się z coraz większą przyjemnością. 3. Szczęsny – Olkowski, Glik, Szukała, Boenisch – Żyro, Jodłowiec, Krychowiak, Kucharczyk – Lewandowski, Milik. 4. Wszystko, co mogą i co potrafią. Utrzymać miejsce w składzie trudno, zagraniczny transfer kusi, więc widzę tylko pozytywne impulsy. Szaleństwem jest w obecnej sytuacji markowanie gry i chowanie swoich atutów. Do tego obecny system rozgrywek, czyli zwiększona liczba spotkań, nie wybacza prowizorki, przynajmniej jeśli chodzi o przygotowanie fizyczne. 5. Jest mniej pieniędzy, siłą rzeczy również mniej piłkarzy wysokiej klasy. Gwiazdami ligi są Radović i Duda, przy czym ten ostatni już niebawem Polskę opuści. Wyjazdy najlepszych polskich zawodników także powodują utratę jakości, przy czym nie zawsze są przemyślane, co pokazują perypetie Dawidowicza w Benfice. Polska Ekstraklasa jeszcze długo nie będzie mogła konkurować z najlepszymi ligami. Jeden klub tak, ale nie cała liga. 6. Tak, jeśli są to tacy ludzie jak Henning Berg czy Ricardo Moniz, czy swego czasu Theo Bos lub Robert Maaskant. Muszą jednak mieć czas, by zrobić coś dobrego w nowym środowisku, nie są cudotwórcami. Poza tym muszą to być ludzie z państw o podobnych systemach piłkarskich i warunkach klimatycznych. Niemcy, Holendrzy, Skandynawowie lepiej się odnajdą w polskiej lidze niż Hiszpanie czy Portugalczycy. 7. Jeszcze niedawno z drwiną i szyderstwem. Ostatnio z nadzieją, a w przyszłości oby z szacunkiem. WOJCIECH GĄSSOWSKI piosenkarz, muzyk, kompozytor 1. Zdecydowanie Robert Lewandowski, bo przecież jest twarzą nie tylko polskiego, ale i światowego piłkarstwa. To zawodnik na bardzo wysokim poziomie. 2. Henning Berg – wychodzi ze mnie legionista, ale pomijając moje sympatie, ten trener prowadzi drużynę w niekonwencjonalny sposób. On by sobie poradził, mając nawet tylko dwóch, trzech obcokrajowców. Podoba mi się nieustanna rotacja, wyławianie bardzo młodych polskich zawodników. Można powiedzieć, że Berg wyciąga futbolowe króliki z kapelusza. 3. Boruc – Piszczek, Glik, Szukała, Jędrzejczyk – Grosicki, Jodłowiec, Krychowiak, Mila – Milik, Lewandowski. Niczego innego nie wymyślę. 4. Poziom naszej ligi trochę się podniósł. Polscy gracze jeżeli mają coś z siebie dać, to dają, ale problem w tym, że nie wszyscy mają… 5. Istnieje zasadnicza różnica – polska liga w porównaniu z zagraniczną jest prostu biedna. 6. Niektórzy tak, jak wskazuje przykład wymienionego przeze mnie Berga. 7. Przede wszystkim z dwiema datami – 1974 i 1982 r. – kiedy reprezentacja grała na światowym poziomie. Jako niepoprawny optymista wierzę, że polscy piłkarze nawiążą do wspaniałej tradycji i sprawią nam jakąś przyjemną niespodziankę. TOMASZ JAGODZIŃSKI dyrektor Muzeum Sportu i Turystyki 1. Arkadiusz Milik. Za to, co w piłce nożnej ceni się najbardziej – za regularne zdobywanie bramek. Zwłaszcza tych najważniejszych, w meczach reprezentacji. 2. Wakat – żaden szkoleniowiec pracujący w Polsce w pełni nie zasłużył na ten zaszczytny tytuł. 3. Szczęsny – Olkowski, Glik, Szukała, lewa obrona – wakat, w pomocy wakat na prawej stronie, Krychowiak, Mila, Grosicki – Milik, Lewandowski. 4. Nasi ligowcy dają z siebie tylko tyle, na ile ich stać. Zdecydowanie odstają od ligowców europejskich umiejętnościami technicznymi i dlatego zbyt często piłka przeszkadza im w grze. Poza tym nie są przygotowani fizycznie do rozgrywania meczów co trzy dni, tylko co tydzień. Widać to zwłaszcza po okresach przerwy na zgrupowania reprezentacji. Wówczas mecze ligowe są dość widowiskowe, piłka jest rozgrywana szybciej i pada więcej bramek. 5. Najważniejsza, najistotniejsza i najbardziej pogrążająca poziom polskiego futbolu różnica to ta, że w żadnej liczącej się w Europie lidze nie ma cudacznego systemu wyłaniania mistrza kraju poprzez idiotyczny podział na grupy i rozgrywanie siedmiu nikomu niepotrzebnych dodatkowych kolejek w tzw. play-offie. Ponadto nasi ligowcy są słabo wytrenowani fizycznie i mają beznadziejną technikę użytkową, co prowadzi do szybkich strat piłek. Od dawna w polskiej lidze nie ma choćby jednego rasowego napastnika, który potrafiłby zdobywać gole po minięciu kilku rywali. Ostatnim, który to potrafił, był Paweł Kryszałowicz. Ale nawet ja już nie pamiętam, kiedy to było… 6. Zagraniczni trenerzy pracujący w Polsce podnoszą poziom, ale… własnych zarobków. Generalnie z ich pracy niewiele dobrego wynika dla polskiego futbolu. Są uwikłani w niewłaściwe kontakty z menedżerami i ściągają na potęgę obcokrajowców, którzy „zaśmiecają” naszą piłkę. Boją się ryzyka włączania do drużyny młodych zawodników. W grze forsują system „angielski” i stawiają na „walczaków”. Jedyny wyjątek (Henning Berg) tylko potwierdza tę regułę. 7. Dziewięciu na dziesięciu statystycznych Polaków na takie pytanie odpowie niestety krótko: z korupcją! Moje skojarzenie jest nieco inne. Mam na myśli nieudolne sędziowanie, które w niemal każdej kolejce doprowadza do szewskiej pasji kibiców, trenerów i zawodników. Ale kogo to obchodzi. Strony: 1 2 Podobne wpisy
kaczki uuu raz na wozie raz pod wozem